W ciszy wyborczej nie można agitować za poszczególnymi kandydatami, ale można mówić o frekwencji.
Korzystając z tego, apeluję – idźcie na wybory, ale ... NIE WSZYSCY!!!
Nie idźcie na wybory, jeśli na co dzień nie interesujecie się polityką i nie znacie programów partii. To zbyt poważna decyzja, wpływająca na losy prawie 40 milionów ludzi, aby podejmować ją ot tak, tylko dlatego, że jakaś gwiazdka ze szklanego ekranu coś próbuje Wam suflować.
Pamiętajcie, że nawet najlepszy aktor, piosenkarz lub sportowiec może być autorytetem, ale zwykle tylko w swojej branży. Przypomnijcie sobie stare kroniki filmowe, pokazujące wspaniałych przecież aktorów tamtych czasów, radośnie pozdrawiających komunistycznych aparatczyków na trybunach podczas pochodów pierwszomajowych. W swojej branży znakomici, ale politycznie pogubieni, jak większość artystów w III RP.
Jeśli jeszcze Was nie przekonałem, to zastanówcie się, czy powierzylibyście wykonanie skomplikowanego zabiegu chirurgicznego jakiemuś swojemu idolowi ze szklanego okienka? Choćby takiemu, który gra rolę lekarza w jakimś serialu? Choćby aktorowi Bruno Schleinsteinowi, który odtwarza rolę dra Hausera?
Jeśli na to pytanie odpowiecie sobie przecząco, a tak mniemam, to zważcie, że decyzja o powierzeniu komuś władzy na kolejne 4 lata, jest równie ryzykowana i wymagająca dokładnej znajomości sceny politycznej.
Zatem, powtarzam – idźcie na wybory, ale tylko wtedy, jeśli sami wyrobiliście sobie opinię o partiach i kandydatach, na których chcecie głosować.
To nieprawda, jak starają się wmówić różni "władcy umysłów", że najważniejsza jest frekwencja. Od frekwencji ważniejszy jest wybór mądry, podparty głęboką wiedzą. W przeciwnym razie demokracja przyjmuje charakter karykaturalny.
Hough!
